Czy warto lecieć na Sardynię poza sezonem? W dalszej części, naświetlę kilka pozytywnych, jak i negatywnych aspektów związanych z naszym styczniowym wypadem na Sardynię.
Może zacznijmy od kilku pozytywów związanych z wyjazdem w turystyczne miejsce poza sezonem. Przede wszystkim, wszędzie mija się lokalsów, co w moim odczuciu działa mocno na plus, bo można rzeczywiście poczuć na własnej skórze ten wyspiarski, włoski vibe. Dodatkowo, miasteczka i plaże są praktycznie puste dzięki czemu głowa jest w stanie wspaniale odpocząć od miejskiego hałasu. Trzecim aspektem, na który mocno zwróciliśmy uwagę to ilość promieni słońca, w których można się kąpać i zachwycać w styczniu.
A co takiego warto jest zobaczyć, kiedy większość knajp i muzeów jest zamknięta, a przyjechaliśmy, żeby zobaczyć coś, co nas zachwyci? Moim zdaniem najlepiej jest się skupić na naturze i eksplorowaniu kolorowych, sardyńskich miasteczek. A jeśli podróżujecie solo lub z fajnym kompanem do górskich wycieczek - koniecznie wybierzcie się na górskiego hike'a! My niestety musieliśmy zrezygnować z tego punktu ze względu na moją zaawansowaną ciążę.
No więc przejdźmy do konkretów - jakie plaże warto zobaczyć?
plaża w pobliżu Torre de la Penya w pobliżu Grotte di Nettuno - znaleźliśmy ją zupełnym przypadkiem na trasie z Grotte di Nettuno. Ukryta, bardzo kameralna, ułożona z pięknym widokiem na klify i Torre de la Penya.
Czerwone kamienie w Arbatax - czyli szybka wycieczka na Marsa.
to już nie plaża, ale jedno z takich naturalnych must - see na Sardynii czyli Su Nuraxi di Barumini czyli osiedle z kręgu Cywilizacji Nuragijskiej, które swoimi początkami sięga epoki brązu (kosmos!). Można tam wejść jedynie z przewodnikiem, ale moim zdaniem warto, bo dzięki temu jesteśmy w stanie dowiedzieć się wielu ciekawostek na temat historii nuragów, ale przede wszystkim o Cywilizacji Nuragijskiej i ich zwyczajach!
Przechodząc płynnie z polecajek na łonie natury do tych architektonicznych, czyli kilka poleceń super kolorowych miasteczek na Sardynii!
Bosa - według przewodników najbardziej kolorowe miasteczko na Sardynii. Emanuje kolorami i przyciąga swoim artystycznym klimatem! Udało nam się przejść kolorowymi uliczkami, ale niestety nie dane nam było odwiedzić zamku.
Castelsardo - urokliwe miasteczko położone nad samym morzem, dzięki czemu po obejściu miasteczka można zjechać w stronę miejskiej plaży, rozsiąść się i obejrzeć przepiękny zachód słońca zajadając się przy tym mandarynkami kupionymi w markecie.
na koniec coś dla fanów steet artu czyli miasto murali - Orgosolo. Pełne murali, które można spotkać dosłownie na każdym rogu - miasteczko, które przypomina galerię sztuki. Ode mnie wielkie wow! Jeśli lubicie takie miejsca, daję znać, że w Gdańsku na osiedlu Zaspa można zobaczyć Orgosolo w wersji mini.
A co straciliśmy wybierając się na Sardynię poza sezonem?
Możliwość skosztowania lokalnej kuchni, bo większość knajp była zamknięta. Wyskoczyliśmy kilka razy do kawiarni i raz do sardyńskiej knajpy na pizzę i sardyńskie pierogi culurgiones.
Jednak ten aspekt możemy obrócić w korzyść finansową, bo dzięki temu, że sami gotowaliśmy, zaoszczędziliśmy dużo pieniędzy.
Nie udało nam się wejść do większości atrakcji turystycznych. Muzea, galerie sztuki i muzea były zamknięte, więc nie udało nam się ukulturalnić po sardyńssku, bo wszystkie cool spoty były zamknięte właśnie w styczniowym okresie.
Przy jednej z rozmów w samochodzie rzuciłam, że mam wrażenie, że poznajemy tę wyspę trochę przez pryzmat "oglądania witryn sklepowych".
I to chyba tyle! Więcej minusów nie zanotowałam. Polecam wypady w środku zimy na ładowanie słonecznych baterii i wyrwanie się z naszej polskiej szarugi.
Chociaż w przyszłym roku zimą planuję poeksplorować podhalańską kulturę i pierwszy raz wybrać się do Zakopanego, żeby poznać to miasto (i podhalańskie rejony) z nieco innej, bardziej kulturalnej perspektywy!
Ciao!